Dwie dolinki w jeden dzień - na rowerze z dziećmi po okolicach Krakowa
Październik nie rozpieszczał jak w poprzednich latach i weekendów by podziwiać można było kolorową Jurę było niewiele. Zachęcające prognozy na jedną z sobót zmobilizowały nas i wybraliśmy się w składzie: troje dzieci (2 przyczepki, jeden rower) + troje dorosłych na szybki objazd po Dolinie Prądnika i Dolinie Będkowskiej. Znając krakowskie zwyczaje ruszamy wcześnie rano z Białego Kościoła by odwiedzić choć jedną dolinę przed nawałem turystów.
Początek jest chłodny, ale szybko rozgrzewa nas moja niefrasobliwość: na bardzo stromym zjeździe do doliny przy minimum 20 km/h, ktoś mnie woła, ja naglę hamuję i staję nie wiedząc, że 4,5 letnia Milena zjeżdża kilka metrów za mną. Bogu dzięki za hamulce Woom’a i umiejętność zjeżdżania mojej córki, dzięki którym jedynie lekko dotyka przyczepki…
W samej dolinie jest tak jak chcieliśmy: liście mają wszystkie kolory od zielonego do brązowego przez odcienie żółci pomarańczy i czerwieni. Białe skały stoją tam gdzie zawsze, jest zimno i pusto nie ma nikogo nie licząc... auta zaparkowanego przed Bramą Krakowską. Tak, w środku Parku Narodowego z ograniczonym ruchem, na trawie przed jedną z atrakcji stoi auto turysty, który chciał podjechać blisko. Szczęśliwie strażnik z Parku był na miejscu i wytłumaczył panu, że to nie do końca właściwe zachowanie.
My natomiast ruszamy pod górę w stronę drogi krajowej a następnie kolejnej doliny. Helena i Krzyś, dzieci w przyczepkach, po porządnym drugim śniadaniu przy Bramie Krakowskiej spokojnie jadą z nami. Dla Mileny pojawia się nie lada wyzwanie ponad 100 m przewyższenia do pokonania na rowerze bez przerzutek. Stosujemy metodę mieszaną: tak długo jak może podjeżdża potem lekko ja podpycham, czasami lekko przytrzymuję plecy i działa efekt placebo: dziecko jedzie samo.
Po bezpiecznym minięciu drogi krajowej męczy nas bardzo silny wiatr i ciągłe pagórki przez kilka km. Słońce już ostatecznie tego dnia zachodzi i jest ciągle zimno, a my w końcu po krótkiej przerwie na batonika zjeżdżamy pod Jaskinię Nietoperzową u szczytu Doliny Będkowskiej. Tutaj do gry wkracza Krzyś który na malutkim rowerze biegowym doskonali swoje umiejętności. A jest co robić: Będkowska słynie z błota w kilku miejscach, wiele kałuży pozasypywanych jest liśćmi, koleiny są głębokie i suche fragmenty bardzo wąskie. Każde z dzieci daje sobie radę choć widać że to dla Krzysia ścieżki leśne to prawdziwy żywioł.
Na jednym z ostatnich błotnych przepraw przed wywierzyskiem Będkówki Milena zamacza pół jednej i sporo drugiej nogi. Podjęte działania pomagają tylko trochę, bo skoro nie mamy ubrań na zmianę (zostały w aucie) to nic nie pomoże całkowicie. Szczęśliwie do celu naszej podróży, schroniska Brandysówki, jest już bardzo blisko. Tam zgodnie z planem dzieci jedzą obiad, a ja szybko jadę po auta - szybciej niż planowałem - by mieć w co przebrać mokrą córkę.
Wszyscy byli bardzo zadowoleni z tego wypadu: słońce w jesiennej Dolinie Prądnika i cicha, spokojna górna część Doliny Będkowskiej dały nam dużo frajdy tuż przed końcem złotej jesieni.
Plik gpx z trasą wycieczki do pobrania stąd - Dolinki - wycieczka.
Maciej Kot
Komentarze
Zalogowani użytkownicy nie muszą wpisywać kodu bezpieczeństwa. Zarejestruj się teraz lub zaloguj się jeśli masz już konto.