Bieszczady z dziećmi czyli szlaki, na które zaciągniesz dzieciaki
A gdyby tak rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady? Ten rok (2020) dał chyba wszystkim ostro do wiwatu, bo całkiem pokaźne grono turystów zdecydowało się rzucić właśnie na Bieszczady – my również
W zeszłym roku z pomocą znajomych odkryliśmy miejsce blisko Bieszczadzkiego Parku Narodowego, które wyjątkowo przypadło nam do gustu. Dlaczego? Dlatego, że jest oazą dla ciała i ducha mieszczuchów, którzy tęsknią za kontaktem z naturą - jak my, a jednocześnie zapewnia atrakcje dla dzieci, podczas gdy rodzice mogą leżeć obok na hamaku. Modryna to pensjonat położony w brzozowym zagajniku, którego zielony, pagórkowaty teren podbił nasze serca. Wyobraźcie sobie, że na jego obszarze można usłyszeć wrzaski dzieci, skaczących wspólnie na trampolinie lub hasających na drabinkach, zjeżdżalniach i huśtawkach sporego placu zabaw, a jednocześnie ukryć się kawałek dalej, by uciąć sobie drzemkę na hamaku wśród brzóz.
Pensjonat Modryna w Bieszczadach posiada świetne zaplecze dla dzieci
Poza urokliwym pensjonatem znajdziecie w Bieszczadach jeszcze dziesiątki atrakcji dla małych i dużych. Nie dziwcie się więc, że po zeszłorocznym pobycie w okolicach Wetliny, w tym roku zawitaliśmy tam ponownie. W tym artykule możecie przeczytać o kilku górskich wędrówkach, które udało nam się uskutecznić z dziećmi w nosidle lub chuście i które możemy polecić i Wam. A przy okazji podpowiadamy, gdzie dobrze zjeść.
Dzieciaki w plecaki i szlak jest nasz
Jeśli w górach jest wszystko co kochasz, dobrze wiesz, że dzieci nie odbiorą Ci tej miłości. Za to możesz je nią zarazić! My nie jesteśmy największymi górskimi zapaleńcami – zdecydowanie lepiej czujemy się na rowerach. Mimo to, Bieszczady to jedne z naszych ulubionych rejonów. Są tak malownicze, że trudno się nie zakochać w ich widokach. Zachwycają pozorną łagodnością połonin, którymi można wędrować długimi godzinami. Ale niech Was nie zwiedzie ich anielska dusza – tam na górze, gdy smaga wiatr lub grzeje ostre słońce, próżno szukać schronienia. Poznajcie kilka szlaków, na których zostawiliśmy nasze ślady i które przywitały nas różnymi warunkami pogodowymi.
Jasło, 1153 m n.p.m. – nadchodząca burza
Na ten szlak wybraliśmy się rok temu, kiedy nasza Ida nie miała jeszcze nawet 3 miesięcy. Zawinięta w chustę w nosie miała doniosłość chwili – jej premierowej wyprawy na bieszczadzki szczyt. Na Jasło można się wybrać piechotą bezpośrednio z naszego pensjonatu w Strzebowiskach. Szlak nie jest bardzo popularny, bo mieści się poza terenem parku narodowego. Rozpoczyna się długim łagodnym podejściem przez łąki, który niespełna dwuletnia Pola mogła spokojnie pokonać o własnych siłach. Tutaj przywitał nas upał. Na szczęście trasa wiedzie częściowo przez zalesione zbocza, które w połączeniu z rozpływającymi się w ustach dzikimi jeżynami zrywanymi po drodze dawały nam nieco orzeźwienia. Szlak stosunkowo krótki, dobry więc na początek i na szybkie zejście, kiedy niebo zacznie groźnie pomrukiwać. Tak było w naszym przypadku. W obliczu nadchodzącej burzy zdążyliśmy spokojnie wrócić bardzo wczesnym popołudniem do Modryny.
W drodze na Jasło w Bieszczadach.
Gdzie zjeść po zejściu ze szlaku:
Góra Smaku – nieduża chatka z kuchnią wegetariańską u samych stóp Jasła, prawdziwa odmiana dla podniebienia przy dominującej w okolicy tradycyjnej kuchni bieszczadzkiej. Bezmięsne curry, tarty i obłędne domowe wypieki.
Karczma Brzeziniak – karczma z kuchnią tradycyjną regionu. Zamówcie dużą porcję kwaśnicy lub barszczu ukraińskiego, a nie zostanie Wam już wiele miejsca na drugie danie.
Połonina Wetlińska, Osadzki Wierch (1253 m n.p.m.) i Przełęcz Orłowicza (1099 m n.p.m.) – upał
Połonina Wetlińska to jeden z najczęściej odwiedzanych w Bieszczadach miejsc. My też chcemy je poznać! To tutaj znajduje się najwyżej położone w Bieszczadach schronisko – Chatka Puchatka. Chatkę obecnie zamknięto ze względu na przebudowę, ale w zeszłym roku jeszcze udało nam się ją odwiedzić. Wychodzimy z Brzegów Górnych, dzięki czemu omijamy największe tłumy. Popularniejszym punktem startowym jest Przełęcz Wyżna. Panuje niemiłosierny skwar, a my niestety nie jesteśmy rannymi ptaszkami, aby wyruszyć na szlak skoro świt. Dodatkowo wnosimy nasz kochany żywy inwentarz – Pola na plecach taty w nosidle górskim, a Ida w chuście u mamy. Generalnie cieplutko :) Podejście jest dość ostre (a może takie właśnie się wydaje przy 28 stopniach C°), ale częściowo schowane wśród drzew. Na górze robimy przerwę przy Chatce Puchatka i stąd już czeka na nas parę ładnych kilometrów wędrówki właśnie Połoniną Wetlińską, czyli odsłoniętymi grzbietami, tego dnia zalanymi słońcem. Po drodze dojdziemy do Osadzkiego Wierchu, a ostatecznie do Przełęczy Orłowicza. Stad można wyruszyć jeszcze na Smerek – opcja bardzo kusząca, jednak po całym dniu dreptania w upale z dziećmi „w plecakach” przesyłamy w jego kierunku tęskny uśmiech i ruszamy w dół w kierunku Wetliny. Gorący dzień naprawdę potrafi dać się tutaj we znaki. Na połoninie nie za bardzo jest gdzie schować się przed słońcem, jesteśmy wystawieni na jego działanie w pełnej skali. Poratować mogą postoje w małych zagajnikach, ale jest ich niewiele – to takie oazy na szlaku. Upał na połoninie może pozbawić nas resztek sił, trzeba o tym pamiętać i zaopatrzyć się w odpowiednią ilość wody. Szczególnie w kontekście braku schronisk w wyższych partiach gór.
Połonina Wetlińska - niezapomniane widoki
Gdzie zjeść po zejściu ze szlaku:
Chata Wędrowca – szlak prowadzący z Przełęczy Orłowicza niemalże wchodzi do tej restauracji. To wybornie pachnąca knajpa łącząca różne trendy kulinarne – nowoczesne wydanie kuchni regionalnej to jeden z nich. Ich specjał znany już na całą Polskę to ogromny naleśnik z jagodami – smażony na głębokim tłuszczu, więc daleko mu do tradycji.
Paweł Nie Całkiem Święty – to chyba nasz subiektywny numer jeden w okolicy. Kuchnia regionalna – sycąca żołądek i wszystkie zmysły.
Bukowe Berdo, 1313 m n.p.m. w jego najwyższym punkcie – wiatr jakich mało
Szlak na Bukowe Berdo jest znacznie mniej popularny niż największe bieszczadzkie gwiazdy jak Połonina Wetlińska czy Caryńska. Za to widoki ponoć należą do jednych z najpiękniejszych. Ponoć, bo nie było nam dane sprawdzić. Na Bukowe Berdo wspinamy się od wioski Muczne. Zaraz po zejściu z asfaltowej ścieżki kupujemy w budce bilety do parku narodowego. Można się tam zaopatrzyć w całkiem nawet ładne (co nie jest takie oczywiste) pamiątki. Naszą uwagę jeszcze bardziej zwraca ciekawy wybór książek dla dzieci o lesie, naturze i zwierzętach – dobrze, że nie mamy na nie miejsca w plecaku ;) Szlak niezbyt trudny, wśród buków chroniących od słońca, a tego dnia przede wszystkim od wiatru. Na tej trasie nasze dziewczyny pokonują największe odcinki na własnych nogach. Trasę odwiedziliśmy w tym roku kiedy Ida miała 15 miesięcy, a Pola prawie 3 lata. Z wycieczki zapamiętają więc wygłaskane omszałe pnie i kamienie wrzucone w niezliczone dziury. Nie zapamiętają widoków z Bukowego Berda, bo kiedy tylko wychodzimy ponad granicę lasu wiatr prawie urywa nam głowy! Kolejny urok połonin – jeśli wieje, to wieje naprawdę, nic Cię nie uratuje ;) I albo decydujesz się stawić czoła tej zawiei, albo (jak my w tym przypadku) chylisz czoła potędze natury, chowasz dzieci w nosidłach głębiej pod bluzy i kurtki, chwilę napawasz się widokami, ronisz łezkę i czmychasz z powrotem w objęcia bukowego lasu.
Widoki z Bukowego Berda zapierają dech
Gdzie zjeść po zejściu ze szlaku:
Karczma Siedlisko Carpathia – to nasze tegoroczne odkrycie. W Mucznem nie ma wielkiego wyboru, tym bardziej ukłony dla tej knajpki, która potrafiła wzbić się na wyżyny kulinarne. To tutaj rosół okazał się być jednym z najlepszych, jakich kiedykolwiek kosztowałam. A domyślacie się, że tak bardzo domowe danie nie stanowi łatwej konkurencji! Marcinowi tak posmakowały pielmieni w sosie grzybowym, że przy drugiej wizycie nie zdecydował się spróbować niczego innego ;)
Połonina Caryńska, 1297 m n.p.m. – wiatr jakich sporo
Nasze kolejne spotkanie z wiatrem, który „czesze grzbiety gór” ma miejsce na Połoninie Caryńskiej. Na ten szlak ruszamy z Przełęczy Wyżniańskiej, a ruch na parkingu i długa kolejka do opłacenia wejścia na teren parku narodowego świadczą o popularności tej trasy. Schemat już znacie: najpierw podejście, którego nachylenie może zmęczyć – szczególnie jeśli niesiesz na sobie dzieci. Następnie łagodny, długi marsz połoniną. Najpierw zadyszka, ale jednocześnie las, który daje schronienie przed ostrymi warunkami pogodowymi. Potem spokojny oddech, kiedy stąpasz sobie własnym tempem grzbietem połoniny, za to kosztem twarzy wysmaganej wiatrem lub spalonej słońcem. Tym razem pogoda wybrała dla nas opcję pierwszą. Wieje dość mocno, ale nie na tyle, żebyśmy musieli rezygnować z wędrówki. Wystarczą cienkie kurtki wiatrówki i włosy związane gumką. Instynkt samozachowawczy naszych dzieci objawia się w postaci automatycznej ochoty na drzemkę, dlatego obie dziewczyny wskakują w nosidła i zasypiają na cały odcinek trasy, który pokonujemy wystawieni na wietrzne ciosy. Budzą się dopiero kiedy schodzimy nieco niżej i w osłonie drzew przypominamy sobie, że to przecież bardzo ciepły, letni dzień. Schodzimy do Ustrzyk Górnych. To dosyć długie, ale dzięki temu w miarę łagodne zejście. Nasze i znajomych dzieci w wieku 2,5+ pokonują dużą część tej trasy na własnych nogach. Od słońca i wiatru chroni nas już tutaj gęste poszycie. Wychodzimy na parking w Ustrzykach skąd można busem podjechać w inne miejsce, gdzie zostawiło się auto. My tym razem korzystamy z autostopa ;)
Połonina Caryńska i jej cudowne widoki
Gdzie zjeść po zejściu ze szlaku:
U Pysi – niestety nie było nam dane spróbować pierogów tej małej budki przy parkingu w Ustrzykach, na którą wychodzi się z prosto ze szlaku prowadzącego z Połoniny Caryńskiej. Jednak sława jej specjałów zdecydowanie zachęca, żeby zmienić ten stan przy najbliższej możliwej okazji.
Mała i Wielka Rawka – 1272 m n.p.m. 1307 m n.p.m. – pogoda, jakiej Wam życzymy
Mała i Wielka Rawka to dwa szczyty zlokalizowane obok siebie, a w dodatku po przeciwnej stronie Połonin Wetlińskiej i Caryńskiej, co pozwala na podziwianie ich podczas większej części wędrówki. Na Rawki w zeszłym roku podeszliśmy od Przełęczy Wyżniańskiej. Mimo, że Ida zawiązana w chustę ważyła wtedy zaledwie kilka kilogramów, a pogoda była wymarzona, ta trasa wyjątkowo dała mi się we znaki. Dość ostre podejście wśród drzew – na tyle strome, że u szczytu zamontowano drewniane belki, które zapobiegają osuwaniu się podłoża. Belki tworzą stopnie, więc ostatecznie na Małą Rawkę wchodzi się jak „po schodach”. Zdecydowanie nie przypadło nam to do gustu. Za to spacer z Małej Rawki na Wielką Rawkę to sama przyjemność. W bezwietrzny, słoneczny dzień z idealną widocznością podziwiamy pejzaże rozciągających się po przeciwnej stronie połonin. Półtoraroczna Pola pokonuje ten odcinek samodzielnie. Jest to jak najbardziej trasa dla małych i dużych! Z Wielkiej Rawki schodzimy do Ustrzyk Górnych i tutaj szlak już jest znacznie przyjemniejszy - mocno zacieniony, wijący się wzdłuż rzeki. Jeśli macie czas, warto przedłużyć sobie wędrówkę i z Wielkiej Rawki odbić na Krzemieniec, gdzie spotykają się trzy granice państw: Polski, Ukrainy i Słowacji.
W komplecie na Małej Rawce
Gdzie zjeść po zejściu ze szlaku (przy założeniu, że schodzicie z Małej Rawki) do Przełęczy Wyżniańskiej, a nie z Wielkiej do Ustrzyk):
Schronisko PTTK Bacówka Pod Małą Rawką – nie pochwalimy szerokiego wyboru dań, ani wielokierunkowych zdolności kulinarnych kucharzy, bo pełnym składem czwórki dorosłych i czwórki dzieci zajadaliśmy się wyśmienitymi naleśnikami z jagodami. I obiecuję Wam, jeśli zjem tam jeszcze raz, zamówię to samo! Jagodowe niebo w gębie :)
Tarnica, 1346 m n.p.m. – królowa polskich Bieszczadów, upał do zniesienia
Na najwyższy szczyt polskich Bieszczadów można się dostać albo z Ustrzyk Górnych przez Szeroki Wierch, albo znacznie krótszym, choć i stromszym szlakiem z Wołosatego. Ta druga opcja jest polecana jeśli chcecie za jednym razem pójść jeszcze na Halicz i Rozsypaniec. My wybieramy opcję pierwszą i przy kilku kilogramach żywej wagi w chuście i kilkunastu w nosidle to jest zdecydowanie wystarczająca, a jednocześnie bardzo satysfakcjonująca kilkugodzinna wędrówka na szczyt. Na tym szlaku jest zdecydowanie więcej ludzi niż na większości pozostałych, które odwiedziliśmy, a zarazem nasze dziewczyny wzbudzają tu jeszcze większy entuzjazm :) Robimy kilka przystanków – przydają się naszym mięśniom, a dziewczynom dają szansę na rozruszanie kości. Pamiętajcie, że im mniejsze dziecko, tym łatwiej nad nim zapanować w górskich warunkach. Trzymiesięcznej Idzie, przytulonej do mnie w chuście, z nosem tuż przy piersi niewiele więcej potrzeba do szczęścia. Zazwyczaj nie jest zbyt szczęśliwa, kiedy ją rozplątujemy, za to ciasno zawinięta w kokonik śpi tak długo, jak długo usypia ją kołysanie moich kroków. Mimo że dzień jest bardzo ciepły, na samym szczycie Tarnicy czuć, że wiatr istnieje, więc standardowo chowamy się za granią. To stąd pochodzą nasze ulubione zdjęcia z tego wyjazdu. Schodzimy stosunkowo krótkim, ale stromym szlakiem do Wołosatego – częściowo znowu po górskich stopniach. To zdecydowanie nie jest trasa, którą chcielibyśmy pokonywać w górę. To tutaj można też spotkać turystów w mało sportowym obuwiu i odzieży odpowiedniejszej na spacer po Zaporze w Solinie i okolicznym jej bazarkom.
Widok z Szerokiego Wierchu na Tarnicę
Gdzie zjeść po zejściu ze szlaku:
Bieszczadzka Legenda – to miejsce w hipisowskim stylu w Wetlinie to knajpa i pole namiotowe w jednym. Dostaniecie tu mięsiwa i wybór opcji wegetariańskich i wegańskich wykraczających daleko ponad frytki z keczupem. Nas przekonały tradycyjne naleśniki z jagodami i placek ziemniaczany z gulaszem. UWAGA: My jeszcze załapaliśmy się w 2019 r. na Bieszczadzką Legendę w Ustrzykach Górnych (czyli stosunkowo blisko zejścia z Tarnicy), obecnie ekipa stacjonuje w Wetlinie.
Bieszczady to bardzo przyjemne góry i jeśli zastanawiacie się, dokąd warto ruszyć razem z dziećmi to nie wahajcie się nad tym południowo-wschodnim zakątkiem Polski. Kiedy nasze dziewczyny były mniejsze (nie siedziały samodzielnie) korzystaliśmy z chusty, potem przerzucaliśmy się na miękkie nosidło, a ostatecznie dla Poli od kiedy chodzi używamy nosidła górskiego ze stelażem. Wciąż jednak mieści się w naszym miękkim nosidle, więc teraz stosujemy je zamiennie w zależności od preferencji naszych wędrowniczek. Jeśli tylko wyposażycie się w ten podstawowy ekwipunek możecie śmiało ruszać na spotkanie z bieszczadzkimi połoninami. Na pewno Was nie zawiodą! Nasze przygody górskie, rowerowe, a czasem całkiem inne możecie śledzić na naszym fanpage’u Łapacze Przygód.
Ps. Pozdrawiamy rodzinę z 3,5-letnimi trojaczkami, którą w tym roku spotykaliśmy na szlakach. Dziewczynki dzielnie szły same z mikroplecaczkami na plecach i zdobywały kolejne szczyty. Brawo!
Noclegów polecamy szukać na stronie booking.com
Karolina Ostaszewska
Chcesz przyczynić się do powstawania takich treści i utrzymania serwisu?
Komentarze
Zalogowani użytkownicy nie muszą wpisywać kodu bezpieczeństwa. Zarejestruj się teraz lub zaloguj się jeśli masz już konto.