Przez Puszczę Jodłową w Górach Świętokrzyskich
Po raz kolejny wracamy w najbliższe nam góry. W świętokrzyskim czujemy się dobrze, często zabieramy w nie naszych przyjaciół i znajomych. Tak samo jest także tym razem. Spragnieni natury wybieramy się na krótki w założeniu spacer po okolicach Bodzentyna. Krótki, bo oprócz Amelki będzie z nami debiutująca na takich wycieczkach trochę ponad roczna Ula. Debiut przypadł ciekawą, bo zimową porą. To był prawdziwy test nie tylko dla naszego Nordic Cab - czy wszyscy mu sprostali?
Oczywiście motywem przewodnim wycieczki było szukanie śniegu na bałwana. W końcu po to (oficjalnie ;) ) przyjechaliśmy w Góry. Bo Święta minęły, Mikołaj przyjechał saniami na kołach, a śniegu nie ma :(
-
Ruiny zamku w Bodzentynie i zagroda Czernikiewiczów
Ruiny zamku w Bodzentynie - zdjęcie wykonane podczas letniej wycieczki rowerowej, dużo lat temu ;)
Tym razem odpuszczamy sobie zwiedzanie ruin zamku w Bodzentynie oraz Zagrody Czernikiewiczów, doskonale zachowanej świętokrzyskiej chaty. Odwiedzaliśmy te miejsca, co najmniej kilkakrotnie, serdecznie polecamy te atrakcje. Oczywiście podczas zwiedzania ruin trzeba zachować ostrożność, szczególnie z bardziej ruchliwymi dziećmi.
-
Miejska Góra
Kierujemy się niebieskim szlakiem na Miejską Górę – asfaltową drogą w kierunku Podgórza (są znaki), która odbija od drogi nr 752 w kierunku Św. Katarzyny. Podejście jest dosyć wymagające (spore przewyższenie). Na stokach Góry powstał stok narciarski Baba Jaga, na którym stawialiśmy swoje pierwsze kroki na nartach. Na skraju lasu wchodzimy przez bramę do Puszczy Jodłowej Świętokrzyskiego Parku Narodowego. Idziemy ścieżką przez las, by po ok. 500 m dosyć trudnego dla przyczepki szlaku dotrzeć do najwyższego punktu Góry na wysokości 426 m n.p.m. Dla nas podejście nie jest łatwe tym bardziej, że idziemy z przyczepką z dwójką maluchów w środku, a śnieg, mróz, deszcz i roztopy na zmianę zamieniły ścieżki w wymagające sporego wysiłku wertepy. Na szczęście nasz Nordic Cab z zestawem do biegania i szerokimi oponami spisuje się znakomicie! Nawet jego trochę toporne jak na miejskie warunki hamulce, na zboczach Miejskiej Góry trzymają przyczepkę stabilnie i nie pozwalają się jej zsunąć. Coraz bardziej lubię Nordic Cab - prawdziwie wyprawowa przyczepka.
Podejście pod Miejską Górę w Bodzentynie z przyczepką Nordic Cab
Dalej już jest z górki, ciekawe tylko jak my wrócimy? Nie mam ochoty pchać przyczepki pod górę, po trasie, która wygląda jakby wczoraj płynął nią wartki potok… Powoli i skutecznie zaczynam lobbować za dojściem do Św. Katarzyny i kombinuję po cichu nad powrotem do pozostawionych w Bodzentynie samochodów. Dziewczyny zasypiają w przyczepce, musimy rozłożyć im siedzenie. Na oknach przyczepki pojawia się para, czas zapewnić większy dopływ świeżego powietrza. Na szczęście pogoda nam dopisuje – jest zimno i wieje silny wiatr, tłumiony w lesie, ale nie pada marznący deszcz ze śniegiem, jak podczas wczorajszego podejścia na Św. Krzyż - na szczęście wtedy testowane przeze mnie kurtka Regatta Ultrafly Jacket i rękawice Marmot Randonnee nie przemokły. Niestety nie tego samego nie mogłem powiedzieć o kurtce Ani, kupionej na wyprzedaży. Jej niebieski Milo nie dał rady - jak do tej pory spisywała się dobrze.
-
Dolina Czarnej Wody
Po trasie mijamy ławeczki (są na trasie co, najmniej w 3 punktach) i niewielką kładkę. Dochodzimy do niezwykle cennego dla Świętokrzyskiego Parku Narodowego, jednocześnie bardzo malowniczego miejsca – doliny Czarnej Wody, która okresowo jest zalewana. Tak było podczas naszego ostatniego pobytu tutaj, tym razem poziom wody jest bardzo niski. Patrzymy na mapę i wspólnie stwierdzamy, że spróbujemy dojść do Św. Katarzyny. Przecież to niedaleko, a do Bodzentyna dostaniemy się busem (kursują b. często, nawet w sobotę) lub okazją złapaną po trasie.
Teren robi się podmokły i bardzo błotnisty, coraz trudniej jest prowadzić przyczepkę, nie ułatwiają tego także spore kamienie. Dobrze, że wszyscy wzięliśmy solidne buty turystyczne, nie puszczają wody mimo kilku zanurzeń w wodzie, których nie dało się uniknąć, a porządne skarpety trzymają ciepło stóp.
W Dolinie Czarnej Wody znajdują się altany dla turystów, gdzie można odpocząć i zjeść przygotowany wcześniej posiłek (zupki dla młodszych dzieci można odgrzać na palniku turystycznym w lekkim, spakowanym zawczasu do plecaka garnku - robiliśmy tak wielokrotnie). Do Potoku dopływa wiele strumieni, które mają swój początek w paśmie Łysogór. Dzięki drewnianym kładkom, które są dodatkową atrakcją dla Amelki, zapewne także i dla innych dzieci, przechodzimy na drugą stronę sprawnie i bez przygód.
Dolina Czarnej Wody - malownicze miejsce w Górach Świętokrzyskich
W trakcie trasy musimy posilić się bananami, czekoladą i ciepłą herbatą. My pijemy z kubków od termosu, a Amelka ze swojej ulubionej butelki Kid Kanteen (wcześniej obowiązkową atrakcją było picie herbaty z turystycznego kubka) – wcześniej wlałem do niej herbatę, by wystygła przez drogę. Teraz dolewam ciepłą, dzięki czemu nie musimy studzić jej i marznąć podczas postoju.
Trasa zrobiła się bardzo spokojna i malownicza, niestety mocno trzęsie dziewczyny. Amelka zajmuje się małą Ulą, śpiewa jej piosenki i częstuje herbatnikami. Dzięki dobrej izolacji od warunków atmosferycznych i 2 kocom maluchom jest ciepło - dzielnie znoszą fanaberie (?) rodziców:)
-
Św. Katarzyna – Źródło Św. Franciszka i inne atrakcje
Śpieszymy się, jednak fatalny stan szlaku nie pozwala nam na rozwinięcie zawrotnej prędkości. Na szczęście po opuszczeniu Doliny, szlak wiedzie przez na teren zlikwidowanej w latach 50-tych XX wieku kolejki wąskotorowej. Została zbudowana podczas zaboru austriackiego a służyła do transportu drewna. Szlak na tym odcinku jest bardziej monotonny, ale zdecydowanie łatwiejszy dla przyczepki. Pozwala dostrzec piękno świętokrzyskich lasów, płynących nimi licznych potoków… Docieramy do końca naszej wycieczki, tutaj szlak niebieski łączy się z czerwonym (Gołoszyce-Kuźniaki). Kierując się lewo dotrzemy do źródełka św. Franciszka, a idąc wyżej czerwonym szlakiem wejdziemy na Łysicę - najwyższy szczyt Gór Świętokrzyskich (612 m n.p.m.). Tym razem odpuszczamy także i tę atrakcję – tam z przyczepką nie damy rady wejść – a przynajmniej nie w towarzystwie żon ;)
Źródełko Św. Franciszka w u stóp Łysicy
Dziewczyny zostają w zajeździe Baba Jaga (tu jest ciepło i sympatycznie, a jedzenie smaczne), my z Kamilem szybko łapiemy stopa do Bodzentyna i wracamy naszymi samochodami w błyskawicznym tempie po resztę ekipy. Czas wracać na obiad do naszej kwatery w Hucie Szklanej – uroczej Oazy Zdrowia, położonej u stóp Św. Krzyża.
W samej Św. Katarzynie warto zajść także do klasztoru sióstr Bernardynek odwiedzanego przez nas wielokrotnie. Nigdy nie było nam po drodze do Muzeum Minerałów i Skamieniałości, może następnym razem się uda?
Komentarze
Zalogowani użytkownicy nie muszą wpisywać kodu bezpieczeństwa. Zarejestruj się teraz lub zaloguj się jeśli masz już konto.