Green Velo z niemowlakiem, czyli w trójkę rowerem przez 6 województw
Jeśli dowiadujesz się, że będziesz mieć dziecko i pierwszy zakup, który planujesz to przyczepka rowerowa, to znaczy, że rower to Twój świat, a zakupu nie będziesz żałować! Pomysł na wyprawę rowerową szlakiem Green Velo wschodnią ścianą Polski pojawił się podczas naszej majówki na Podlasiu, kiedy Pola siedziała jeszcze głęboko w brzuchu i przypominała małą fasolkę. Nieco ponad rok później wsiedliśmy już w trójkę do pociągu we Wrocławiu i ruszyliśmy do Lublina. Tak zaczęła się nasza pierwsza wspólna przygoda rowerowa, którą relacjonowaliśmy jako Łapacze Przygód.
Ruszamy…
Wrocław-Lublin
Podróż pociągiem zajmuje nam większość dnia. Na szczęście Pola znosi to dzielnie i z uśmiechem. Zaczepia innych pasażerów i podziwia przemijające za oknem widoki. Niestety PKP Intercity funduje nam temperaturę 330C w przedziale! Kiedy docieramy do Folk Hostel w Lublinie i wychodzimy na wieczorny spacer, czujemy, że zaczęliśmy wakacje. Ponieważ bardzo słabo znamy wschód Polski, na początek chcemy odwiedzić Lublin, Kazimierz Dolny, a następnie, podążając już Green Velo - Sandomierz i Zamość.
Pogoda dopisuje, Pola wyspana - idealna pora na postój - fot. Karolina Ostaszewska
Wśród malin i chmielu - żyzna Lubelszczyzna
Lublin-Kazimierz-Sandomierz-Zwierzyniec
We dwójkę na rowerach przemierzyliśmy już kilka ładnych tras, i w Polsce, i za granicą. Nurtuje nas jednak pytanie, jak to właściwie będzie jechać z dziewięciomiesięcznym niemowlakiem w przyczepce. Czy nasza Pola nie będzie się nudzić i płakać? Czy w śpiworze w namiocie będzie spała tak samo dobrze jak w domu? Jak podpasuje jej biwakowa dieta? Ile kilometrów dziennie jesteśmy w stanie zrobić? Już pierwsze dni dają nam zielone światło do dalszej drogi – Pola odnajduje się doskonale w każdych warunkach. W czasie pierwszego odcinka od razu robimy 42km w ciągu jej jednej drzemki. Śpi też w czasie burzy i ulewy, którą przeczekujemy w Nałęczowie. Bawi się na kocu na kempingu w Kazimierzu Dolnym, kiedy reperujemy pierwsze (i właściwie ostatnie) drobne uszkodzenia rowerów. Daje się też wykąpać pod polowym prysznicem podczas naszego noclegu na dziko za Józefowem.
Lubelszczyzna to żyzny teren, także dla upraw chmielu - fot. Karolina Ostaszewska
W Sandomierzu trafiamy na bardzo przyjemny camping położony zaraz przy starówce. Nasze oczy się radują, kiedy po całym dniu pedałowania w upale widzimy tam nowiutki basen wypełniony orzeźwiającą wodą. Wskakujemy do niego całą trójką i od razu postanawiamy zostać w Sandomierzu dzień dłużej. Odkrywamy, że również tędy wiedzie Camino de Santiago – szlak, którego setki kilometrów przejechaliśmy już w innych rejonach Polski i świata. Po zwiedzeniu miasta, które rzeczywiście jest tak urokliwie jak powiadają, ruszamy już trasą Green Velo w kierunku Biłgoraja. Wbrew narzekaniom niektórych na stan trasy (a to zbyt ruchliwa droga, innym razem dziura na dziurze i tarka), zaczyna się naprawdę nieźle. Mkniemy przez wioski asfaltową ścieżką rowerową przygotowaną specjalnie w ramach tego projektu. Aż do Zwierzyńca zupełnie nie ma na co utyskiwać – trasa bezpieczna i w dobrym stanie. Cała Lubelszczyzna i Sandomierszczyzna zachwyca nas swym bogactwem upraw – sady jabłoni i śliw, krzewy malin i aronii, a także plantacje chmielu i tytoniu, a wszystko ugina się od owoców! To prawdziwy raj na ziemi.
Szlak cerkwi i dobrych spotkań
Zwierzyniec-Zamość-Janów Podlaski–Grabarka-Hajnówka
W Zwierzyńcu spędzamy kilka nocy na dużym kempingu – stwierdzamy, że wiele się na polach namiotowych zmieniło odkąd odwiedzaliśmy je częściej jako nastolatkowie. Ładnie wykafelkowane łazienki, z ciepłą wodą nigdy nie ma problemu – niby podstawy, a jednak cieszą. Wiecznie zadowolona Pola uzbraja w uśmiech wszystkich biwakowych towarzyszy, raczkując sobie beztrosko między namiotami. „Dziecko na campingu urodzone” – słyszymy stale, kiedy ludzie widzą, jak doskonale adaptuje się do warunków i kiedy robią wielkie oczy, słysząc, ile kilometrów z nią przejechaliśmy. A przecież to dopiero początek :) Trzeba przyznać, że pogoda nas rozpieszcza – słońca nie zabraknie nam właściwie do końca wyjazdu przez cały miesiąc! Upały męczą, ale nie musimy martwić się o wilgotny od deszczu sprzęt, nieschnące ubrania czy zimne noce z maluchem pod namiotem.
Wpatrzona w rower od małego - fot. Karolina Ostaszewska
Jeździmy trochę po Roztoczu i cieszymy się tą wszechobecną zielenią i wspaniałym powietrzem. Ze Zwierzyńca, razem z pierwszym czasowym towarzyszem wycieczki – moim bratem – ruszamy autem do Zamościa, a stamtąd do Janowa Podlaskiego. Decydujemy się na skrócenie trasy, wiemy, że nie zdążymy przejechać całej rowerem w czasie, którym dysponujemy, a z naszych informacji wynika, że Green Velo może pochwalić się ciekawszymi odcinkami niż właśnie ten.
W Janowie Podlaskim zatrzymujemy się w Gościńcu Wygoda. Czasy świetności ma już z pewnością za sobą, za to może pochwalić się niemalże rodzinną atmosferą, którą zapewnia obsługa, no i zlokalizowany jest na terenie stadniny. Kolejny dzień poświęcamy właśnie na jej zwiedzanie. To tu dowiadujemy się m.in., że ciąża klaczy trwa 333 dni, a najlepszy moment na zapłodnienie klaczy to 9 dni po porodzie! Imponująca liczba koni i równie piękne tereny należące do stadniny, przez które prowadzi nieco dziki i słabo utrzymany szlak rowerowy. To tam gubimy chorągiewkę z naszej przyczepki rowerowej.
Z Janowa kierujemy się na Grabarkę – świętą górę prawosławia. Po drodze przeprawiamy się promem (poruszanym siłą ludzkich rąk!) przez Bug. To na tej trasie, jeszcze kawałek przed Grabarką, a potem za nią w kierunku Nurca, musimy przebijać się przez piaski. To nic fajnego, ale wybaczamy, bo do tej pory szlak Green Velo był poprowadzony zwykle asfaltem, ale z dala od głównych dróg. Lubimy dzikie trasy w terenie, ale z przyczepką rowerową jesteśmy już skazani na nieco inną ligę;)
Garbarka - święta góra wyznawców prawosławia - fot. Karolina Ostaszewska
W Nurcu spotyka nas jedna z milszych znajomości tej wyprawy. Kiedy zaczynamy rozbijać się na dziko na polu pod lasem, na nierównym terenie (nic innego niestety w okolicy nie znaleźliśmy), podjeżdżają do nas autem Joanna i Witek i zapraszają na nocleg do swojego domku tuż obok. Ta niezwykle sympatyczna oznaka zaufania, jakim nas obdarzają i niesamowita gościnność, którą sycą nas aż do następnego ranka, zostanie nam w pamięci na długo – pozdrawiamy Was, Kochani, jeśli zdarzy się Wam czytać tę relację :)
Z Nurca ruszamy niestety najdłuższym odcinkiem piaskowej tarki, jaką dane nam będzie jechać na całym szlaku. Ciągnie się, na zmianę z kocimi łbami, przez 20km. Na szczęście towarzystwa dotrzymuje nam Robert, który na kolarzówce radzi sobie w tym terenie równie dobrze jak my na szerokich oponach rowerów górskich. Nic dziwnego, na koncie ma już ultra maratony po 500km zaliczone w około 18h! Rozstajemy się dopiero nad zalewem w Repczycach (wejście w cenie 1,5zł na cały dzień!) – idealne remedium na żar lejący się z nieba.
Szlakiem żubra, bobra, łosia i bociana
Hajnówka-Puszcza Białowieska-Supraśl–Białystok-Kanał Augustowski
Zbliżamy się do Puszczy Białowieskiej. W Hajnówce spotykamy się z rodzicami, którzy dołączają do naszej wyprawy na półtora tygodnia, i od razu jedziemy odwiedzić żubry w rezerwacie. Niezbyt okazały to widok, szczerze mówiąc. Za to sama puszcza robi niesamowite wrażenie - tutaj oczy mogą zzielenieć z nadmiaru tlenu;) Jedziemy sobie dłuuugie kilometry otoczeni tylko drzewami. Dalej w kierunku Supraśla, za Kruhlikiem chcemy sobie trochę skrócić trasę i zbaczamy ze szlaku Green Velo. Nie polecamy – zakopaliśmy się w piachu po pachy! Za to w Supraślu humory poprawia nam doskonała kolacja w Domu Ludowym. Samo miasteczko nieoczekiwanie bardzo pozytywnie nas zaskakuje – położone nad rzeką z zagospodarowaną plażą miejską, oferujące dobrą kuchnię regionalną i sezonową, no i organizator festiwalu Podlasie Slow Fest. Naprawdę warto tam latem zajrzeć! W Supraślu robimy dzień przerwy od rowerów, żeby autobusem pojechać do Kruszynian, czyli wioski polskich Tatarów. Odwiedzamy ichniejszy meczet i próbujemy tatarskiej kuchni.
Z Supraśla do Białegostoku jedziemy remontowaną ruchliwą drogą. Obok szykowana jest ścieżka rowerowa, ale póki co krążymy między autami, co do przyjemnych nie należy. Za to Białystok to znowu miła niespodzianka – ciekawa cerkiew Hagia Sophia, okazały Pałac Branickich otoczony ogrodami, pokaźny Kościół św. Rocha i tętniąca życiem promenada w centrum. Pozdrawiamy właścicieli kawiarni Fly High, gdzie piliśmy jedną z najlepszych kaw na całej trasie i obżarliśmy się wspaniałymi deserami! Wieczorem znajdujemy też duży wybór piw rzemieślniczych w Multibrowarze.
Niedawno pożegnaliśmy wioskę tatarską, a już zmierzamy do wioski bocianów. Droga do Tykocina wiedzie jednak wzdłuż trasy S8, w dodatku to najbardziej wietrzny dzień tej wyprawy, więc przyjemność niewielka. Dwór Pentowo pod Tykocinem ma status europejskiej wsi bocianiej i to właśnie tu dowiecie się niejednej ciekawostki o tych czerwononogich ptakach.
Tekst Dzieciaki w Plecaki - do Tykocina można dojechać inaczej, tak, aby S8 tylko przeciąć - należy jednak skręcić ze szlaku Green Velo - trasa opisana w wycieczce Zamek Tykocin i bociania osada w Pentowie
Po łosiostradzie mknie się jak burza - fot. Karolina Ostaszewska
Przemykamy przez Narwiański Park Narodowy i pięknym asfaltem „łosiostrady” przez środek lasu przecinamy Biebrzański Park Narodowy. Jest tylko jedna knajpa po drodze, gdzie musicie spróbować zupy kurkowej! Zbieramy też kurki w lesie na jajecznicę:) Po takim dniu, kąpiel w Biebrzy o zachodzie słońca i leczo z ogródkowych plonów w agroturystyce to jest to, co tygryski lubią najbardziej.
Tekst Dzieciaki w Plecaki - Na trasie polecamy też zwiedzić Twierdzę Osowiec (po umówieniu się z przewodnikiem), a w Goniądzu nad samą Biebrzą jest niezła restauracja Dwór Bartla i ciekawy punkt widokowy na Biebrzę i jej rozlewiska.
Jedziemy dalej w upale i kurzu wysuszonych dróg. Z prawa na lewo wije się Biebrza, a dalej Kanał Augustowski, ale nasza Pola śpi, więc grzechem byłoby się zatrzymać. W ten sposób przejeżdżamy na jej drzemce 47km bez zsiadania z roweru – to nasz wspólny rekord! Dojeżdżamy na tereny, które rok wcześniej skusiły nas, aby zaplanować tę właśnie podróż – ani przez chwilę nie żałujemy tej decyzji! Podlasie to uroczy region na kinderwyprawki rowerowe :)
W takim hamaku można jechać nawet 1300km! - fot. Karolina Ostaszewska
Planujemy poleniuchować gdzieś nad jeziorem, więc podążamy Podlaskim Szlakiem Bocianim i mijając spore plantacje tytoniu, dojeżdżamy na Green Velo Camp w Gawrych Ruda. Piękne zejście do jeziora (właściwie Stawu Wigry, dawnej części jeziora Wigry) z niemal prywatną plażą zatrzymuje nas tu na kolejne dwa dni. Nowy camping zaopatrzony jest w zadaszone stoliki z ławkami przy każdym miejscu namiotowym – każdy z oświetleniem i kontaktami. Brakuje jednak lodówki i pralki.
Suwalszczyzna, Warmia i Mazury, czyli odkrywamy góry na północy
Suwałki-Gołdap-Węgorzewo-Lidzbark Warmiński-Frombork-Elbląg
Ruszamy do Suwalskiego Parku Krajobrazowego i tuż za Suwałkami napotykamy pierwsze chyba na trasie pagórki. Jako „południowcy” z Wrocławia - dokładnie po przeciwnej stronie Polski – odkrywamy, że na północy też można mieć stok narciarski! Właśnie przy takim ośrodku Szelmet wstępujemy na kąpielisko, gdzie o tej porze roku królują raczej narty wodne i wakeboarding. Spędzamy noc nad Hańczą i sprawdzamy, że to najgłębsze w Polsce jezioro nie grzeszy ciepłą wodą nawet w tak upalne dni. No cóż, grubo ponad 100m głębokości robi swoje! Niezwykle malownicza ta Suwalszczyzna, ale góry i doliny dają się we znaki, przez chwilę nawet zatęskniliśmy za asfaltem. A w międzyczasie na liczniku wybija nam 1000km! Rezygnujemy z wycieczki na trójstyk granic, dzięki czemu lądujemy nad jeziorem Gołdap, gdzie na campingu OSiRu nocujemy za… 3zł/os :D Spotykamy tam parę, która jedzie Green Velo w przeciwnym kierunku, więc wymieniamy się mapkami z dotychczasowych odcinków trasy – to się nazywa optymalne wykorzystanie materiałów dydaktycznych! Dalej szlak prowadzi prosto jak drut wałem kolejowym – płasko, łatwo i… nudno. Czyżbyśmy jeszcze wczoraj o tym marzyli? W Baniach Mazurskich obowiązkowy postój na kartacze u mistrza kuchni 2018r i lody u pani Danuty – robione tam od 1970 r i słynne już na cały kraj. Na campingu w Węgorzewie spotykamy Norwega, który dopedałował tu z Oslo. Bynajmniej nie na rowerze wodnym – choć chyba byłoby bliżej – lecz przez Szwecję, Finlandię, Estonię, Łotwę i Litwę! Jeszcze tylko wybrzeżem przez Polskę, Niemcy i Danię i już prawie jest w domu:) Szacun!
Domki na kurzej nóżce pod Sępopolem - fot. Karolina Ostaszewska
Szosą, omijając kamieniste odcinki, pod wiatr i pierwszy raz w chłodzie, przy akompaniamencie aut toczymy się w kierunku Warmii, a żegnając Mazury. W Romaszkowie pod Sępopolem nocujemy w domku na kurzej nóżce! Ciekawa atrakcja, ale nie na późno sierpniowe noce – wymarzniemy na kość! Warmia stwarza z trasy Green Velo wrażenie pustkowia, choć z pewnością rośnie tu więcej dzikich jabłoni niż gdziekolwiek indziej do tej pory widzieliśmy. Ma też kilka perełek, do których długo będziemy wracać myślami. Jedna z nich to Pałac i Folwark Galiny – pięknie odrestaurowany i malowniczo położony zespół pałacowo-parkowy z restauracją, której smaki wprowadzą Wasze kubki smakowe w stan nirwany. Kolejna niespodzianka to Lidzbark Warmiński – piękna architektura, szczególnie w blasku zachodzącego słońca. Ostatnim obiektem naszych westchnień będzie gospodarstwo Agrokajnity – cudowna oaza spokoju z przepięknym ogrodem pełnym różnych odmian jabłoni. Sierpień to chyba najlepszy okres, kiedy można tu trafić. Śniadanie na tarasie, leżakowanie pod jabłoniami i wieczorne pogawędki na werandzie w towarzystwie przemiłych gospodarzy. Chyba nie ma lepszej formy lenistwa dla kogoś, kto od miesiąca jedzie na rowerze :) Wrócimy tam!
Nieubłaganie zbliżamy się do mety – odwiedzamy Frombork, splątany z życiorysem Kopernika i po raz pierwszy poznajemy się z Zalewem Wiślanym. Ostatni dzień raczy nas niezłymi, jak na ten szlak wniesieniami, ale nie rezygnujemy z trudniejszej drogi. Rekompensatą jest cudowna leśna trasa, na której ponownie trafiamy na Camino de Santiago. W ten sposób klamrowo kończymy tę wyjątkową podróż - pierwszą rowerową przygodę w trójkę. Docieramy do Elbląga z 1329 km na liczniku, z niezwykłą satysfakcją i z łezką żalu, że to już finisz.
Pokonaliśmy rowerem 1329 km, odwiedziliśmy sześć województw i cztery parki narodowe. Zaliczyliśmy jedną wywrotkę przyczepki i odkryliśmy dwa pierwsze zęby u Poli. Zgromadziliśmy potężną dawkę witaminy D, a wypiliśmy hektolitry wody, oddając w zamian tonę potu. Było warto! Sprawdziliśmy, że podróż rowerowa z niemowlakiem jest do zrobienia i daje mnóstwo radochy!
Codziennie zmęczeni, codziennie szczęśliwi - Szlak Green Velo 2018 - fot. Karolina Ostaszewska
Autor relacji:
Karolina Ostaszewska
Jeżeli ten artykuł pomógł Wam w zaplanowaniu trasy lub zainspirował Was do wyjazdu, będziemy wdzięczni za udostępnienie go w mediach społecznościowych, na forach internetowych, na których się udzielacie lub na Waszym blogu :) Wystarczy skopiować i wkleić poniższy kod.
<a href="https://www.dzieciakiwplecaki.pl/artykul/6976/green-velo-z-niemowlakiem-czyli-w-trojke-rowerem-przez-6-wojewod" target="_blank"><img src="https://dzieciakiwplecaki.pl/data/Images/Portal/baner_dzieciakiwplecaki.jpg" alt="Dzieciaki w Plecaki" width="400" height="276" /></a></p>
Komentarze
Zalogowani użytkownicy nie muszą wpisywać kodu bezpieczeństwa. Zarejestruj się teraz lub zaloguj się jeśli masz już konto.